piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział 27

Oczami Mario 2 tygodnie później

Siedziałem w domu i użalałem się nad sobą. Bo jak inaczej nie nazwać płacz człowieka, który właśnie stracił cały swój świat. Postanowiłem pójść pobiegać. Biegłem właśnie 4 km. i nagle zobaczyłem dwoje zakochanych coś mnie ukuło w sercu, że gdybym nie był idiotą teraz moglibyśmy z Viv też tak spacerować. Kiedy byłem blisko tej dwójki zamarłem na chwilę. Okazało się, że to była Viv z jakimś chłopakiem. Zabolało już wiem jak się czuła kiedy ja całowałem się z Ann na stadionie. Po ok. 90 min intensywnego biegu wróciłem do domu. Wpadłem jak strzała do salonu i rzucałem wszystkim co popadło. Darłem się niemiłosiernie z wściekłości. Tak bardzo chciałem aby Viv teraz do mnie podeszła i powiedziała "Kochanie spokojnie." Ale nic takiego się nie stanie ponieważ ona jest z kimś innym miała prawo ułożyć sobie życie kiedy ja zaprzepaściłem szansę bycia z nią. W pewnym momencie usłyszałem, że drzwi się otwierają. podniosłem wzrok i zobaczyłem... Viv. Ona podeszła do mnie i przytuliła mnie. Wiedziała, że jestem wściekły. Przytuliłem ją jak najmocniej do siebie i nie chciałem puszczać. Kochałem tą dziewczynę szalenie mocno. Nagle odsunęła się ode mnie i powiedziała:
- Co się dzieje Mario?-
- Tęsknię za tobą kiedy cię dzisiaj zobaczyłem w ramionach tego chłopaka nie mogłem wytrzymać.-
- Mario, ale Andreas nie jest moim chłopakiem.- odżyła nadzieja
- Nie jest?-
- Nie, ale jeśli chcesz do mnie wrócić to nie licz na to po tym co zrobiłeś.- nie tego się spodziewałem.
- Ale możemy pozostać przyjaciółmi?-
- Oczywiście.- porozmawialiśmy jeszcze kilka godzin. potem Viv wróciła do domu,a ja udałem się do łazienki. Stałem przed lustrem i patrzyłem się na swoje odbicie. Powiedziałem do siebie:
- Jesteś idiotą Mario. Jb***m idiotą.- walnąłem z całej siły w lustro, a ono rozprysło się na setki malutkich kawałków. Wziąłem jeden z nich i przyłożyłem do nadgarstka powiedziałem do siebie:
- Jak mam żyć bez mojego tlenu, bez mojej podpory bez mojej Viv?- naciąłem kilka razy głęboko. Już traciłem świadomość kiedy usłyszałem głos anioła chyba który mówił:
- Mario gdzie jesteś?- i koniec


Oczami Viv

Wróciłam do domu i zorientowałam się, że nie ma telefonu. Wróciłam do domu Mario, ale nikogo nie było, a światło się paliło. Weszłam głębiej ale cisza jak makiem zasiał. W pewnym momencie usłyszałam huk z łazienki. Zawołałam:
- Mario gdzie jesteś?- ale żadnego odzewu. Poszłam na górę i się przeraziłam. Na kafelkach w łazience leżał nieprzytomny Mario. Sprawdziłam puls. Był wyczuwalny, ale słaby. Zadzwoniłam na pogotowie i po 30 min karetka zabrała Mario. Ja na szczęście mogłam jechać razem z nim. Patrzyłam na jego bladą twarz i płakałam. Wiedziałam, że zrobił to przeze mnie.Nigdy sobie nie wybaczę jeśli coś mu się stanie. Po 10 min dojechaliśmy do szpitala. Mario zabrali do zabiegówki. Ja zadzwoniłam po trenera i kilku chłopaków oraz do Felixa. Po 2 godz z sali w której leżał Mario wyszedł lekarz i powiedział...

2 komentarze:

  1. Takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam ;)
    rozdział cudo! czekam na nn oby Mario nic nie było :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za miły komentarz pozdrawiam. Zapraszam na nowy blog:
    http://polaczyla-nas-pilka-nozna.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń